Posty

Pamiętnik w samolocie

  W samolocie rozsiadła się na najgorszym z możliwie dobranych jej przez automatyczny system miejsc. Nie sposób było nie myśleć, że darmowy przydział siedzeń nie jest sprawką szatana, który bawi się ludzkimi wewnętrznymi organami. Miejsca pośrodku, oddalone od klaustrofobicznych toalet dostawali ci, którzy smakowali się w moczopędnych napojach, ci z notorycznie nawracającym zapaleniem pęcherza, ci z ze zwichnięta kostką, ci ze skłonnościami do nieoczekiwanych torsji. Wszystko to podczas, gdy możliwie bliskie przody i tyły okupowane były przez śpiących jak kamień ignorantów, którzy opuszczali powieki z pierwszym obrotem kół Boeinga 737, a wracali do świadomości kiedy kilku Bogu winnych małomiasteczkowych klaskało z radością z powodu osiągnięcia znowu bezpiecznej wysokości nad poziomem morza. Jej ulokowany w samym środku potężnej maszyny niebiesko-drażliwy fotel stanął jej ością w gardle przez tą godzinę i pięćdziesiąt pięć minut w chmurach. Postanowiła udawać, że jest w zwykłym podm...

Ukojenie pewnej kobiety

  Dusiłam się zamknięta w ciasnych ramach dobrego wychowania. Byłam córką do pozazdroszczenia, uczennicą do wzorowania się, przyjaciółką do rany przyłóż, człowiekiem nie pohańbionym społecznie, wartościowym dla rządu, bez skazy dla religii. Publicznie akceptowalnym, modelowym, podręcznikowym. Dbałam o swój wizerunek, bo był dla mnie ostatnią deską ratunku, który mógł przeciwważyć mrok i apatię. Dostarczałam ludziom uciechy i dobrego słowa, które połechtało ich leniwe ego, a trzymało na dystans moje zboczenia. To obłuda, która się opłacała, dawała mi spokój, czyste konto, brak socjalnego faux pas, przed którymi się zapierałam rękami i nogami. Ale nastąpił chaos, który następuje tuż przed uporządkowaniem, odłożeniem na półkę, wytarciem kurzu, który opadł po bitwie. Chciałabym przekazać wszystko naraz, opowiedzieć już jak się kończy moja historia, ale dla porządku muszę zacząć od opisu poczatku, który ciężko wychwycić, jest umowny i teoretyczny. Nie mam szacunku do liczb, ograniczają ...

Prawdziwa wolność

   Podróżować bez biletów, bez kontroli granicznej, bez kreślenia sztucznej linii państw, przekraczając granice kraju podczas wieczornego spaceru; bez liczenia kroków, bez podążania za nazwami ulic, bez patrzenia w dal na punkt końcowy, bez mijania orientacyjnych budynków, chwiejąc się w obie strony, nie trzymając prawidłowej postawy, garbiąc się i  pozwalając stopom sunąć się bezwładnie po ziemi nie myśląc o ich optymalnym ułożeniu; iść bez strat energetycznych, nie zawieszać oka na rażących kolorach, nie zatrzymywać się przy gigantycznych billboardach. Jeść bez ograniczeń kalorycznych, zatopić palce i język w soczystym miąższu, rozciągając żołądek do granic możliwości, zapomnieć, że to co przechodzi przez przełyk osiada się na biodrach, że ucisk w pasie spowodowało kompulsywne łakomstwo, głaskać swój cellulit, przesuwając palcami po dolinach i wyżynach własnej skóry, czytać dotykiem swoje rozstępy niczym alfabet Braille’a, podążać za nimi jak za znakami, które prowadzą ...