Prawdziwa wolność
Podróżować bez biletów, bez kontroli granicznej, bez kreślenia sztucznej linii państw, przekraczając granice kraju podczas wieczornego spaceru; bez liczenia kroków, bez podążania za nazwami ulic, bez patrzenia w dal na punkt końcowy, bez mijania orientacyjnych budynków, chwiejąc się w obie strony, nie trzymając prawidłowej postawy, garbiąc się i pozwalając stopom sunąć się bezwładnie po ziemi nie myśląc o ich optymalnym ułożeniu; iść bez strat energetycznych, nie zawieszać oka na rażących kolorach, nie zatrzymywać się przy gigantycznych billboardach.
Jeść bez ograniczeń kalorycznych, zatopić palce i język w soczystym miąższu, rozciągając żołądek do granic możliwości, zapomnieć, że to co przechodzi przez przełyk osiada się na biodrach, że ucisk w pasie spowodowało kompulsywne łakomstwo, głaskać swój cellulit, przesuwając palcami po dolinach i wyżynach własnej skóry, czytać dotykiem swoje rozstępy niczym alfabet Braille’a, podążać za nimi jak za znakami, które prowadzą nas w nieznane. Budzić się bezwiednie, bez dźwięku alarmu, nie wiedząc która jest godzina, jaka jest pora dnia i gdzie należałoby wtedy być, bez obaw o niezręczność i niekończących się spojrzeń w lustro i we wszystko inne co ukazuje nasze odbicie. Nago, rozrzucony na łóżku w pozycji bliżej nieokreślonej, na pozór niekomfortowej, ale jedynej dającej odpoczynek zarówno organom wewnętrznym jak i zewnętrznym, nie dbając o niezdrowe skrzywienia kręgosłupa, nieotwarte biodra i przyciśniętą klatkę piersiową.
Jeździć na rowerze bez celu, bez wysiłku łydek, ud i pośladków; podbiegać, podchodzić, podskakiwać bez ustalonego rytmu i tempa, nie bacząc na rytm serca i wydolność organizmu. Gotować bez przepisu, wymyślając skład wedle zachcianek kubków smakowych, kiedy przyprawy same wpadają w ręce gotowe do zaostrzenia potrawy bez nazwy, bez przydzielonego gatunku, bez preferencji, bez wyliczonych makroskładników, bez przydzielenia ich do kraju pochodzenia.
Ubierać się bez doboru koloru, bez dopasowania kroju do typu sylwetki, łączyć frędzle z cekinami, czerwień z rażącym połyskiem, kratę przechodzącą w proste linie, zawężać, luzować puszczać material wolno zgodnie z kierunkiem wiatru. Patrzeć nie wiedząc na co, bez przymiotników, przysłówków i zorganizowanych zdań. Doświadczać bez zbędnej semantyki, być obserwatorem świata, być obywatelem planety, gościem we wszechświecie, tymczasowym intruzem. To dla mnie prawdziwa wolność. Wyjść poza dopasowanie, które zaokrągla kanty, zaostrza krągłości. Nie widzieć sensu życia, ale nim być. Nie mieć sensu życia, ale nim być.
Wyjśc, nie wiedząc kiedy się wróci, nie myśląc o tym co będzie za godzinę, za minutę, za sekundę. Nie myśląc czy w ogóle miałoby coś być, coś się wydarzyć; nie czekać, nie prosić, nie błagać.
Komentarze
Prześlij komentarz