Pamiętnik w samolocie
W samolocie rozsiadła się na najgorszym z możliwie dobranych jej przez automatyczny system miejsc. Nie sposób było nie myśleć, że darmowy przydział siedzeń nie jest sprawką szatana, który bawi się ludzkimi wewnętrznymi organami. Miejsca pośrodku, oddalone od klaustrofobicznych toalet dostawali ci, którzy smakowali się w moczopędnych napojach, ci z notorycznie nawracającym zapaleniem pęcherza, ci z ze zwichnięta kostką, ci ze skłonnościami do nieoczekiwanych torsji. Wszystko to podczas, gdy możliwie bliskie przody i tyły okupowane były przez śpiących jak kamień ignorantów, którzy opuszczali powieki z pierwszym obrotem kół Boeinga 737, a wracali do świadomości kiedy kilku Bogu winnych małomiasteczkowych klaskało z radością z powodu osiągnięcia znowu bezpiecznej wysokości nad poziomem morza. Jej ulokowany w samym środku potężnej maszyny niebiesko-drażliwy fotel stanął jej ością w gardle przez tą godzinę i pięćdziesiąt pięć minut w chmurach. Postanowiła udawać, że jest w zwykłym podmiejskim autobusie i zalicza z nim całą trasę od zajezdni do końcowego przystanku, więc ma wystarczająco dużo czasu na uzupełnienie swoich notatek i nie grozi jej powietrzna katastrofa. Mężczyzna siedzący obok niej jakby usilnie przenikał do jej strefy komfortu wpychając potężne łapska obok swojego fotela o wiele za daleko niż wymaga tego kultura pasażera. Przeszkadzał jej w rozłożeniu jej ramion, aby mogła swobodnie wpisać kilka równoważników do swojego wieloletniego pamiętnika przypominającego opasły Stary Testament. Musiała mocno wysilić nadszarpnięta kilkoma drinkami pamięć i zastanawiając się co wpisać pod datą 21 października, czyli dokładnie sprzed tygodnia, nieraz męski baryton stewarda zagrzmił nad jej uchem, wytrącając jej wieczne pióro z rąk, tragicznie plamiąc atramentem bielutką, wełnianą spódnicę.
Wciąż istnieją. Ludzie piszący o swoich przeżyciach tylko dla siebie. Czasami wysyłają kartki świąteczne pocztą i robią listę zakupów na karteczkach samoprzylepnych. Wygasające zajęcia.
Obrzuciła wzrokiem swoją zapapraną tkaninę i jakby ze wstydu starała się ją przykryć niebieskim pamiętnikiem, z którego wyłoniły się obficie zapisane strony, poucinane zdjęcia, stare liście i inne pamiątkowe świstki, które miały dla niej sentymentalną wartość, a dla każdego obserwatora bez osobistych inklinacji były tylko kupą ładnie uporządkowanych śmieci.
Prowadzenie pamiętnika, w którym wpisuje suche fakty jest dla niej motywacją do odkrywania, do zaczynania, do szlifowania, do… życia. Stara się zapisać każdą stronę, opisać każdy dzień, nawet jednym krótkim zdaniem. Wtedy czuje taki obowiązek, kiedy wstaję rano i pomyśli, że będzię musiała coś wpisać wieczorem pod konkretną datę. Czasami zapomina o nim i wtedy musi wytężać umysł i myśleć, co mi się przydarzyło przez ostatnie kilka dni i wtedy…
…zdaje sobie sprawę, że nic godnego zapisania się nie wydarzyło.
Jeśli chcemy o czymś pisać codziennie to robimy wszystko, żeby nasze życie wydawało ciekawe, zmuszamy się do interesujących zajęć.
Czy one dają jakąś satysfakcje? Wymuszone hobby? Będąc sama przez siebie oszukiwana? Rownie dobrze, moze nazmyślać w pamiętniku, wiedząc, że nikt tego nie kontroluje.
Tak czasami czuła. Że chciała się wpasować w życie kogoś innego, dobierała się do zajęć a nie zajęcia do siebie. Była kołem przyłożonym do kształtu kwadratu i uporczywie szlifowała swoje zaokrąglenia, aby móc się w wpasować. Poczuła do siebie nagle żywą abominację, zdała sobie sprawę ze swojego fałszerstwa. Co najgorsze, było to robione wszystko przeciwko niej samej. Ona sobie taki los zgotowała…
Chciałaby nie musieć starać się żyć ciekawie, chciała, żeby to się działo,spontanicznie, a nawet jakby od niechcenia. Jakby rzeczy warte uwagi same do niej lgnęły, spektakularne sytuacje same jej się przydarzały, nawet ludzie, których los stawiał na jej drodze mieli jej tak wiele do zaoferowania i nie traciła energii na nic nie wnoszące relacje, nudne rozmowy i dni wypełnione prokrastynacja.
"W tym sęk, że czytam to tylko ja. I w tym szkopuł, że czytam to tylko ja…"
Wyobraźnia to przecież kłamstwo. Kłamstwo przeciwko samej sobie, dla siebie, przez siebie. To jak umieścić siebie w innym życiu, a samym być tylko obserwatorem, nieruchomym, nudnym pionkiem.
Choć daje poczucie, że można wszystko naprawić. Ale ona chce, zeby cos bylo naprawione,a nie wygladalo jakby takie było. Woli zadzwonić do ślusarza niż wyobrażać sobie, że jej dom jest chroniony przez Dumbledore zaklęciem Protego.
Może to nieistotne w którym świecie naprawia- czy w rzeczywistym czy w wyimaginowanym. Teraz świat jest nie tylko wymyślny, ale też wymyślony. Nieprawdziwy do szpiku kości. Kiedyś ludzie robili zdjęcia żeby upamiętnić chwile. Teraz tworzą chwile, żeby móc zrobić sobie zdjęcie.Czy lunch ze znajomymi, ustawiony, z kolorowym jedzeniem ma jakas wartosc widziany zza telefonem, zjedzony właściwie z koniecznosci i opatrzony etykietą “zrobione”?
Ten ludzki narcyzm, traktowanie swojej dłoni jak miejsce do przytrzymywania świecącego telefonu, nadanie kciukowi głównej funkcji robienia zdjęć, przesuwania zdjęć, zaznaczania zdjęć, edytowania, upiększania, przyciemniania, rozjaśniania, kadrowania. Gdzie w tym prawda? Postanowiła zadać to pytanie na głos, żeby wydobyć z niego dramatyzm.
- Gdzie w tym prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz